Nowelizacja ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych ma wejść w życie jesienią tego roku, tak przynajmniej chcieliby ustawodawcy zaangażowani w prace nad projektem,. Jak do tej pory projekt ten wzbudza ostry sprzeciw środowisk lewicowych oraz Krajowej Rady Spółdzielczej. Podobno w Polsce miała nawet miejsce składka zainicjowana przez KRS, by zdobyć fundusze na zbojkotowanie tej ustawy. Udało się jedynie skierować projekt na konsultacje ze specjalistami od konstytucji. Krytycy tej ustawy przedstawiają jeszcze inne racje. Zwracają uwagę na fakt, że glosowanie odbędzie się tuż przed wyborami, a gra warta jest pozyskania głosów aż 20 milionów lokatorów spółdzielczych w Polsce. Z pewnością wielu z nich ucieszy się na myśl, że rząd stara się chronić ich interesy.
W opinii ustawodawcy zagrożeniem dla lokatora spółdzielczego są niezrozumiale i zagmatwane przepisy regulujące prawo spółdzielcze. Irytująca jest też bezkarność prezesów, którzy nawzajem pomagają sobie w komisjach rewizyjnych, dbając o to, by ich stanowiska były niezagrożone, mimo nawet licznych skarg mieszkańców. Lista zarzutów pod adresem zarządców spółdzielnianych jest zresztą bardzo długo. Z rzadka słychac głos obrońców, którzy całkiem slusznie zauważają, że nowe przepisy wspierające wspólnoty mieszkaniowe sparaliżują tradycyjne działania podejmowane przesz spółdzielnie. Trudno będzie finansować remonty, w obliczu dokonujących się przekształceń formalnych. Rzeczywiście, nowa ustawa może spowodować duże kłopoty dla zarządcy, który będzie musiał zarządzać budynkami na starych zasadach przy uszczuplonych środkach. Administracja spółdzielni nie będzie w stanie przeprowadzić solidnych remontów i stan techniczny pozostałych lokali może przez to ucierpieć.
Szerokie rzesze niezadowolonych lokatorów to na pewno atrakcyjny elektorat dla każdej partii. Perspektywa pozyskania głosów wyborczych nie powinna jednak narzucać tempa dyskusji toczonej w Polsce pod hasłem: po co komu jeszcze spółdzielnia mieszkaniowa i spółdzielczość?

---

Dodaj komentarz