Gdyby zapytać mieszkańców danego osiedla o to, co najbardziej przeszkadza im w statusie członka spółdzielni mieszaniowej, większość prawdopodobnie wskazałaby na mankament, jakim jest konieczność utrzymywania "rozdmuchanej do granic przyzwoitości" administracji spółdzielnianej oraz łożenia w kosztach utrzymania lokali, które toną w długach, bo ich mieszkańcy przestali płacić wiele lat temu i stracili tym samym prawo do lokalu. Być może nikt nie podniósłby kwestii, która zdaniem wielu badaczy problemu, decyduje o mało przychylnym stosunku Polaków do tej idei - silnie pobudzonej potrzebie podmiotowości u mieszkańców osiedli i oczekiwaniach wobec zarządcy, które są z tym związane.
Z tego powodu należy potraktować z dużym zainteresowaniem pomysły niektórych polskich spółdzielni, dotyczące powoływania struktur oddolnych wśród czlonków spóldzielni, których celem ma być decydowanie, a raczej współdecydowanie o sprawach dotyczących ich lokali na zasadzie konsultacji każdej decyzji podjętej przez zarząd, w formule: nic o nas bez nas. Dotychczas formułę tą próbowano wcielić w życie powołując przedstawicielstwo członków spółdzielni (w oparciu o prawo spółdzielcze), jednak w praktyce poczynania przedstawicieli śledziło grono osób najbardziej zainteresowanych. W samorządach nieruchomości działa kilka osób, a uchwały wymagają quorum. Jest to dodatkowy organ samorządowy, z którym musi liczyć się zarządca, oczywiście, wymagający nieco zangażowania i dobrej woli z obu stron. Ma on wzmocnić poczucie podmiotowości członków, zwłaszcza w dużej spółdzielni, jako alternatywa wobec składania wniosku o ustanowienie konkurencyjnego sposobu zarządzania mieniem lokalowym, jakim jest, jak wiadomo, wspólnota mieszkaniowa. Jeśli zarządcom spółdzielnianym uda się wprowadzić w życie plan włączenia członków w sprawy ogółu i uda się przy tym zachować porównywalny poziom kosztów opłat dla spółdzielni i dla wspólnoty, wówczas taka forma może jeszcze długo utrzymać się na rynku.

---

Dodaj komentarz